poniedziałek, 18 marca 2013

Jak się to zaczęło

Na początek powinnam napisać jak dojrzałam do decyzji by zacząć od nowa... nie jest to opowieść o wielkiej miłości , ani o zdradzie , która spowodowała nagłe przerwanie zwiazku,raczej bedzie to opowie ść o upadku, tak to chyba najlepsze słowo, wypaleniu i bezradności...Jesli znajdzie sie ktoś, kto spróbuje sie zmierzyc z tym tekstem - ostrzegam,to smutna opowieść...

Bylismy małżeństwem 14 lat , szmat czasu.Wyszłam za mąż bardzo młodo, bo w wieku 21 lat...teraz wiem,że to smieszne i żenujace zarazem,ale wtedy było to dla mnie bardzo naturalne, zakochałam sie ,wierzyła,że to bedzie miłośc na całe zycie... nie był moim pierwszym chłopakiem, ale chyba pierwszym , który mnie o ręke poprosił :).Byłam jeszcze dzieciakiem, teraz wiem, optymistka, która wierzyła ,że razem mozemy wszystko. Nie zauwazałam jego wad, imponował mi niezaleznościa, opurtunistycznym podejsciem do zycia ... takimi tam młodzieńczymi ideami...
Sielankowe zycie we dwoje szybko się jednak skończyło, gdzieś 3 lata po slubie, kiedy urodziła sie nasza córka zaczęłam zauwazać ( niestety miałam mózg dość otumaniony jeszcze młodzieńcza miłoscią na całe życie),że jest cos nie tak...nie utrzymał pracy dłużej niż 2 miesiace, często imprezował, zaczął pić niestety...
wyszło na to,że byłam z dzieckiem sama i wszystko było na mojej głowie... w tym czasie rozpoczęłam tez studia, wiec to dodatkowo zajmowało mi czas, w którym mogłam sie zastanawiac nad swoim życiem...pochłonieta pracż w domu i na studiach , tak płynał czas... ja z dzieckiem on gdzieś...
Nie bedę opisywac  szczegółów,bo to długo by trwało( a moze nie jestem jeszcze gotowa na szczegóły),W kazdym bąz razie odeszłam od niego z dzieckiem po 2 latach...on osiagnął dno,a ja nie była w stanie mu pomóc... Byliśmy w separacji 2 lata ,on się leczył, chodził na AA i terapie antydepresyjna...zmienił się  zaczął sie angazować, a przede wszystkim córka bardzo tenskniła, wróciłam do niego...5 lat żyła nam się dośc dobrze , w tym czasie urodziłam synka i niestety koszmarniedługo wrócił... stracił prace, długo nie m ógł znależć znów picie ( pomyslicie klasyka)... tak to prawda ,ale nie miałam siły podjąc decyzji, mnie także te lata zmieniły..myslała sobie ,ze tak pewnie musi być, nastawiłam sie na prace ,wychowywanie dzieci... a on płynął... Znmieniał się strasznie, w szybkim tępie stawał się agresorem, krzywdził nas psychicznie...
Nie mogłam dłużej na to pozwolic, dzieci się go bały...szukałam mieszkania, bo mieszkalismy u niego,ale wciąż sie obawiałam czy sonbie poradze , sama z dwójka dzieci w wynajmowanym mieszkaniu...

Przyszedł jednak taki dzień, kulminacyjny,wyszłam z dziećmi jak stałam dosłownie...spakowałm tylko ksiazki do szkoły córki, troche ubrań i zabawki małego i trzasnełam drzwiami.Zatrzymałam się u siostry na kilka dni, znalazłam mieszkanie ... W tamtym domu zostało wszystko co razem uzbieralismy...ale nie żałuje...poczułam sie wolna ...

Wiem ,że to wszystko bez składu i ładu, ale to emocje jeszcze ...Reasymując nie załuje juz 8 miesiecy mieszkamy sami, on wcale sie nie kontaktuje, w święta kupił prezenty dla dzieci... nie pyta o nie, nie płaci alimentów...niebieski ptak...
Dzieci nie chca o nim słyszeć, synek pytał mnie czy sąd bedzie mu kazał sie z ojcem spotkać , bo on nie chce, rozumiecie 5 latek?...Tak dopiero po pól roku poczuły sie dzieciaki bezpieczne... Ja tez zaczęłam myslec...
Wiem,ze nie jestem odosobnionym przypadkiem kobiet ,które tkwia w chorych zwiazkach bez racjonalnych powodów... Teraz wiem,że to nie jest takie trudne, ale pod pewnymi warunkami, ma się dobrze płatna pracę, aby stac  cie było na odejście i na tyle silna psychike by umiec sie wyrwac... mi się udało... psychicznie juz też :) Toksyczny zwiazek uzależnia silniej niz inne uzywki ... tak myslę...

2 komentarze:

  1. przysiadłam tu sobie z boku. jestem pod wrażeniem, że Ci się udało... tak, toksyczny związek jest "używką" dochodzenie do siebie to kolejny szmat czasu. wierzę, że z takim nastawieniem przetrwasz. nie tylko współczuję, co bardziej jestem z Ciebie dumna!
    pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram słowa, że toksyczny związek uzależnia bardziej niż jakiekolwiek używki... to jest jedno wielkie błędne koło. Sama tkwiłam "na raty" w takim związku, wierząc że ludzie się zmieniają - o naiwna taka... aż w końcu nastąpił ten "bodziec", który przełączył mi myślenie i tą naiwną wiarę - szkoda, że do tego trzeba było dziecka... jednak mam to szczęście, że nie jego dziecka... Pozdrawiam i życzę wytrwałości!!!

    OdpowiedzUsuń